niedziela, 25 marca 2012

Pomieszczeń zdjęć kilka

Zdjęcia jeszcze przed tynkowaniem. 
Pomieszczeń pokażę tylko kilka ponieważ możliwości mojego aparatu nie pozwalają oddać wszystkiego tak jak bym chciała.
Mniejsze pomieszczenia wychodzą koszmarnie, albo widać tylko jedną ścianę.
Ogólnie dostosowaliśmy układ do naszych potrzeb. 
Najbardziej rozczarowała mnie kuchnia. 
W wizualizacji projektu wydaje się ogromna. 
W rzeczywistości to maleństwo. 

Musieliśmy zmniejszyć drzwi  tarasowe,gdyż poprzednie składały się z trzech części. 

Podnieśliśmy okno o 1 pustak do dołu, ze względu na usytuowanie zlewozmywaka. Inaczej przez kran nie można by go otworzyć. 

Zamknęliśmy też drugie przejście do holu żeby stworzyć coś funkcjonalnego, w tym miejscu wstawimy lodówkę i zmywarkę. 

Zrobiliśmy lustrzane odbicie ściany między jadalnią a holem dzięki czemu uzyskaliśmy w jadalni wnękę na stół.

Od razu widać,że projektantem był facet i to bez zmysłu kulinarnego (bez urazy do projektanta, ale znaczna część życia rodzinnego toczy się w kuchni, więc funkcjonalność to podstawa ;)))
W pierwotnej wersji zmieściłyby się tam może ze 3 szafki a lodówka to chyba na samym środku musiałaby stać. 

Zmiany były więc bardziej niż konieczne.   

Pokój syna

Sypialnia

Część sypialni z garderobą (brakuje jeszcze ścianki działowej)

Klatka schodowa - góra

Kotłownia

Pralnia przerobiona z garażu

Salon


Kominek w salonie
Kuchnia z wyjściem na taras

Kuchnia

Przejście między kuchnią a holem (docelowo zostanie zamknięte a powstała wnęka  zmieści lodówkę i zmywarkę)


Okna na świat

Okna wstawione więc wiatr przestał hulać. 
Wybraliśmy plastiki o strukturze drewna w kolorze "orzech" z firmy Petecki.
Kolor mamy z zewnątrz jak i wewnątrz. 
Nie dałam się już nabrać na białe od środka. 
W naszych warunkach po kilku latach wyglądają koszmarnie. 
Szarożółte z dziwnymi plamami,  a im bardziej je czyszczę to chwilę później wyglądają jeszcze gorzej. 
Tak więc człowiek na błędach się uczy.
Rolety dobrali nam też idealnie pod kolor okien. 
Pełne zadowolenie. 
Nie zrobiliśmy rolety w oknie panoramicznym w salonie.
Szkoda było nam psuć łuk okna prostą roletą. Wprawiliśmy antywłamaniowe szyby. 
Dom nabiera intymności. 






poniedziałek, 19 marca 2012

Dachówka czyli dom przykryty

Położenie dachówki i wprawienie okiem dachowych odbyło się tak szybko, że nie zdążyłam naładować baterii w aparacie. 
Tak więc zdjęć z procesu twórczego układania niestety nie będzie.
Wybraliśmy dachówkę w czarnym kolorze, błyszczącą. 
Głównym argumentem w tej kwestii było to iż mieszkamy na Śląsku.
 Nie mówię tutaj o legendarnej już sławie, że taki brudny, zadymiony i ogólnie beee. 
Jeszcze kilka dużych zakładów zamkną i będziemy mieli jak w uzdrowisku. 
Mówię tutaj o kwestii ogrzewania naszego i sąsiedzkiego. 
Wiadomo, że u nas najłatwiej jest o węgiel, więc ogół właśnie tego cudu używa. 
Jak nie okopcimy sobie dachu sami to sąsiedzi nam pomogą, a uwierzcie palą wszystkim.
Jeszcze trochę a napiszę rozprawkę o kolorach dymu i produktach z jakich taki barwny powstaje.
Ostatnio sąsiad zaszalał i kopci na pomarańczowo. 
Teraz czekam na zieleń ;)))
Tak to własnie ze względów estetycznych i praktycznych stanęło na czerni.
Największą jednak moją chlubą są kominy. 
Swój kształt zawdzięczają temu iż w całości są z cegły a nie z gotowych elementów.
Cegłe zakupiliśmy, zupełnie nieświadomie wraz z działką.
W trakcie jej układania znalazłam jedną, z wyrytym podpisem "producenta" i datą.....1907r.
Jest nie do zdarcia.
Wbijaliśmy nią pręty stalowe w ziemię i ani drgnęła. 
Fachowa robota, nie to co teraz. 
Oczywiście wygrawerowana cegła jest misternie przechowywana i zostanie wmurowana na honorowym miejscu w boku jednej z kuchennych szafek. 
Tak właśnie. 
Ponieważ cała zabudowa kuchni powstanie właśnie z tej cegły. 

Duże okno z salonu


Ściana tylna z balkonem

Taras





Wejście główne do domu



Więźba dachowa

Zapuściłam się ostatnio totalnie w tym moim blogowym dzienniki - pamiętniku budowlanym.
Przyszła jednak wiosna i niestety czasu strasznie brak.
Wpadam więc na chwileczkę wrzucić troszkę fotek z kolejnego etapu budowy.
Więźba dachowa to moment kiedy z naszej pustakowej kosteczki wreszcie widać zarys domu.
Optymistyczny moment.
Prace szły w takim tempie, że trudno było nadążyć z robieniem zdjęć.
Górale uwijali się jak w ukropie.
Ze względu na mój wrodzony lęk wysokości niejednokrotnie nie mogłam na nich patrzeć kiedy pomykali jak wiewiórki po gołych belkach, albo przechodzili sobie po boku ściany jak po chodniku.
Szaleństwo.
Efekty jednak są.
Ekipa super zgrana, punktualna i do tego abstynencka.
Dosłownie szok.